lis 30 2002

*** Piątek, droga..


Komentarze: 0

Kiedy szedłem ulicą przed siebie,
kiedy psy na mnie szczekały,
jak na dojżałego Józia,
kiedy cienie wychylały się
spod chłodnych konarów drzew,
zawołał ktoś do mnie znieniacka,
mrocznymi światłami paląc
i głos jego tak znany,
jak gdyby, mój on własny.

Wyzwiska, obelgi do mnie dotarły,
przekleństwem zdania zakończone,
to wszystko już wcześniej poznałem,
więrcąc mą duszę dogłębną
i z wielkim żalem,
czy tylko tyle,
spytałem,
czy tak pusty jestem, we wnętrzu swoim,
że słowa kończą się, po pierwszej stronie,
czy umysł zapchany po granic granice,
że zasób już wszystkie zapchał komory.

Sam się zmieniłem, w moje odbicie,
szukając błędnych i krętych odpowiedzi,
zniknął, przy ciemności własnej latarni,
zostawiając mnie z ciężką głową,
postąpiłem więc krok, na beton stalowy,
dymem się stając, w górę wzlatując.

29.11.2002

s3kvir : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz