"Wieczór.."
Komentarze: 3
Nagły szelest przeszył kojącą ciszę, którą przed chwilą zapoczątkowało wyłączenie telewizora. Nie drgnąłem. Powietrze jak stało, tak stoi, więc po co mam się rozglądać? W końcu to i tak przyjdzie, czymkolwiek jest. Mijały minuty, a tu nic się nie działo. Spokój i nadmiar tlenu, już troszkę mnie rozleniwiły, więc nie było zdziwienia, kiedy moja głowa zaczęła zataczać się na ramię. Co już miała je dosięgnąc mięśnie się odzywały i kazały powrócić do właściwej pozycji. Zdażyło się to parę razy, więc nie mogąc już znieść ciąłej walki wewnętrznej, powstałem. Niby nic wielkiego, ale dla mnie to było przejście kanionu, dlatego przy pozycji "prawidłowa postawa", trochę mną zachwiało. Energicznie złapałem się bliskiego przedmiotu. Pech trafił, że dosięgłem szklanki na stoliku. Nie mogłem złapać lepiej? Pytałem się w duchu, gdy zadzwoniła rozbijająca się szklanka a za nią moje bewzładne ciało. Dopiero teraz poczułem, jak to jest nie kontrolować własnych sił. Sam nie wiem ile tak leżałem. Może parę minut, może godzinę. Nie obchodziło mnie to, chciałem tylko zyskać siły. Gdy poczułem, że nie jest ze mną już tak źle, począłem wstawać. Pozycja pionowa przyszła szybciej niż podczas pierwszego razu. Nie miałem też zawrotów. Tylko trochę zdrętwiał mi kark. Cóż, trzeba go rozmasować i tak zacząłem robić i robił bym nadal, gdybym nie natknął się na wgłebienie. Począłęm pełzać po nim palcem. Brzegi gładkie, a w środku dziura. Tak mi się przynajmniej zdawało, gdyż następnej chwili już nie pamiętam...
Dodaj komentarz