Archiwum listopad 2002, strona 1


lis 22 2002 *** Wymagania
Komentarze: 1

chcesz być sam
gdy masy przybywa
gdy życie nie zwalnia
i godzin ubywa

chcesz się wtulić
w kobiece ramiona
patrząc w jej oczy
kreślące znaki na niebie
wpisane w ciebie od nowa

tak dużo pragniesz
tyle wymagasz od świata
a co w zamian oddasz
gdy chwila próby zarząda?

umysł, ramię
ciało, swobodę
serce kochające
wszystko bo nic szkoda

wszystko
dla tej jednej

s3kvir : :
lis 22 2002 *** Moje Okno
Komentarze: 2

cicho
chociaż muzyka gra
pusto
chociaż wszyscy są
a on
wpatrujący się w okno
myśli wciąż
marzy
by okienną kroplą się stać
i na nią wpaść

[noBody]

s3kvir : :
lis 20 2002 *** Czyn
Komentarze: 0

Stoję
wśród krystalicznie zdobionych akwenów
przemoczony
patrząc
na białe wyniosłe szeregi pól
krwawiąc
deszczem barwy brunatnej
na jałowe wybrzeża radości
wciąż opadając

Chcę poznać słów tych znaczenie
odszukać
przyczynę tego wszystkiego
i oddać
wszystko co we mnie drzemie
dla Ciebie

Chcę unieść wody z basenów
i spojżeć
w głębiny glinianych postaci
kupując
zbawcze dane słowa
wdychając
mil wieczną muzykę ciała
Twojego

Puste me poświęcenie
ku uciesze ducha i ciała
gdyż mowy a czynu chwała
błądzi przed siebie wciąż

s3kvir : :
lis 18 2002 *** ...
Komentarze: 1

znać odpowiedź na każde pytanie
nie martwić się odkrytą przyszłością
i płynąć przez życie statkiem radości

kosztować najlepsze z najlepszych
nie czuć ciężaru chwiejnego na sercu
i wciąż płynąć płynąć przed siebie

znaczenia plusa i minusa by nie było
bo doznania pomyslne górne
monotnonią życia zostały by przykryte

nie ma życia bez śmierci
świadomości istnienia bez przmijalności
dobra bez zła

nie dotknowszy ognia
nie sparzymy się

łapmy to co nam daje świat
i zmieniajmy to co słabe

bo najgorsze gdy
cierpienie radością się stanie

s3kvir : :
lis 11 2002 *** Płomyk
Komentarze: 10

Różowy promyk przedarł się raz z nieba,
schyłkiem spadając i raniąc własne wdzięka.
Brudny i rozdarty tak, zmierzał ulicą deszczową,
wśród ciemości strasznej, nocą okrytą.
Gdy sił już zabrakło, by dom swój odnaleźć,
spotkał on kłębek, świetlisty jak ranek,
kiedy ostatni raz widział, rodzinę promienną
i wzgórze, dolinę, w kłębie dymu zaklętą.
Istota niezwykła, rękę włąsną podała,
a płomyk nieruchomy, ducha już oddawał,
wtem przyszło bicie, szybkie i rytmiczne,
to serce powracało, a z nim całe życie.
Płomyk ogarnął siebie i swoje poszycie,
hołd składając pannie, pięknej - nieuwierzycie.
Rumieńce kłębka, tak wybielały,
że w chwili trwogiej, w płomyk się zmienały.
Co za radość, uśmiech i szaleństwo głośne,
wstąpiły w różowego przybysza,
który widząc przyszłość swoją,
łapie niewiastę, aż dym ucieka.
Lecę w górę, czym prędzej do nieba,
by zaznać spokoju, w miejscu wiecznego tworzenia.

s3kvir : :